NPSS - wprowadzenie historyczne cz. IV

Intensywne prace zwolniły bieg. Zagadnienie, niby proste, okazało się trudniejsze, niż się spodziewaliśmy. Dla mnie czas powodzi okazał się najpoważniejszą przeszkodą - nowe zajęcie w postaci domu do odbudowy, użerania się z ubezpieczycielami i pielęgnowania złości na winnych zaniedbań - żeby nie zapomnieć o nich, kiedy już sytuacja się unormuje - zmniejszyła liczbę godzin w tygodniu, które mogłem poświęcić stenografii. Przełączyłem zatem rozważania w tryb pracy w tle - umysł ludzki potrafi tak pracować, trzeba mu tylko zaufać. Najprostsza metoda, to przespać się z problemem. Jak mówi przysłowie: "noc przynosi radę".
Wyjazd do Kielc na kilkudniowy wypoczynek (i najlepszą pizzę, jaką jedliśmy) przyniósł pierwsze wyniki podświadomych przemyśleń.
Najpierw pojawiła się mała przeróbka dotychczasowej pracy:

Ale zaraz wylał się nowy pomysł - pracy z di- i trifonemami. Znaleźć te najbardziej "klejkie" spółgłoski, które występują w związku z największą liczbą innych spółgłosek i nadać im oznaczenie w formie małego znaczna, zadziorka, podczas gdy pozostałe niech będą dłuższe.


Byłem wtedy pod wrażeniem stenografii Pitmana, gdzie spółgłoski oznaczone są kreskami, a samogłoski diakrytykami, które wstawia się wyłącznie wtedy, kiedy ich brak może zagrozić czytelności. Oczywiście, w angielskim podział spółgłosek na dźwięczne i bezdźwięczne to cała trudność, z jaką się mogą zetknąć. Setki lat gromadzenia wiedzy stenograficznej także nie pozostaje bez znaczenia. Dla języka polskiego trudności są trochę inne. Notatki pisane na kolanie przybrały formę skanu:
Jak widać system miał wszelkie cechy podejścia logicznego: proste kreski to spółgłoski twarde, łukowate (prawoskrętnie) to spółgłoski miękkie. Niektóre spółgłoski występują jako haczyki lub zadziorki na początku znaku, podczas gdy na końcu znaku zarezerwowano miejsce dla samogłosek. Samogłoski roboczo zostały wzięte z pierwszej wersji systemu.
Pisanie takie już wyglądało lepiej, tak mi się zdawało - nawet wielosylabowe wyrazy nie robiły wrażenia szczególnie skomplikowanych. No-qankowi jednak system się nie spodobał, nawet zważywszy, że to dopiero wstępna faza projektowania. W zasadzie bagatelizował znaczenie grup spółgłoskowych, które mnie się wydawały zasadniczym problemem. Do dziś widzę to tak, że grupa spółgłoskowa, to w pewnym sensie spółgłoska, jakby językowi zależało na tym, żeby nie tworzyć zbyt trudnych brzmień. Raczej chodzi o to, że tak rodzą się nowe głoski - ze złożeń kilku starych.

Na koniec odcinka wyjaśnienie pojęcia grupa spółgłoskowa: wyodrębniona arbitralnie (np. z powodu częstości występowania) grupa spółgłosek występujących razem, nie rozdzielonych samogłoską, np. sk, skr, skrz, st, str, strz, sp, spr, sprz itp.

Komentarze

Popularne posty