Stenografia a kaligrafia - komentarz
Komentuję niżej artykuł, który zamieściłem w poprzednim wpisie, nt. znaczenia kaligrafii dla nauki stenografii.
Nie sposób polemizować z tezami zawartymi w tym artykule. Autor, zasłużony stenolog, modyfikujący system Polińskiego, dopasowujący go do czasów współczesnych, słusznie oczekuje, że zarówno podczas ćwiczeń, jak i w codziennej praktyce stenograficznej, adept tej sztuki włoży wiele wysiłku i starania w jak najdokładniejszy zapis tych tajemniczych wężyków. Kaligrafia będzie mu bardzo pomocna (temu adeptowi), gdyż dzięki temu nie musi już od początku wykonywać żmudnych ćwiczeń, które "przystosują jego rękę" do sztywnych dość reguł danego systemu stenograficznego, bez których znowuż nie ma mowy o odczycie stenogramu - a bez tego w ogóle nie da się mówić o stenografii. Czyli oczekiwanie Imć Pana Krupińskiego, że student stenografii przypomni sobie elementarz z czasów, kiedy uczył się pisać, należy uznać za zasadny.
A zatem - od kaligrafii do stenografii.
A przecież (każdy to wie), że dziś w szkole kaligrafii nie tylko nie uczą, ale i nie wymagają. Żądają jeno, by tekst napisany ręcznie dał się odczytać przez osoby trzecie, np. panią od polskiego, a to niemało. Jednak zarówno kształty liter, jak i ich metody łączenia od dawnych czasów nieco się zmieniły. Dziś obowiązuje forma znacznie uproszczona, łatwiejsza do nauki i związana ze zmianą narzędzi piśmienniczych.
Literki te nie mają już tak szerokiego zastosowania prawoskrętności, mają znacznie mniej różnistych pętelek. Są proste. Przy ich pisaniu można, a nawet trzeba, podnosić rękę i odrywać pisak od papieru. Po dojściu do wprawy piszący i tak tworzy własne formy, których nikt mu nie podpowiedział, a które wynikły z wieloletniego treningu. O kaligrafii jednak nie ma tu mowy.
Zatem nie ma ćwiczeń z kaligrafii. A zatem i współczesny system stenograficzny, aby nie stanowić wyzwania tylko dla najzdolniejszych graficznie, powinien to uwzględniać. Powinien nie być zanadto wymagający. Jak to osiągnąć, jeżeli, w przeciwieństwie do liter pisma długiego, znaki stenograficzne mają być możliwie jak najprostsze, a przede wszystkim możliwe do wypisania już nie tylko bez odrywania pisaka od papieru, ale też jednym, oczywistym ruchem?
Niech inspiracją będzie tutaj brytyjski system Teeline, zaprojektowany z myślą o lekarzach, a ostatecznie rozpowszechniony wśród dziennikarzy Commonwealth. Ci, którzy go opanowali, bardzo to sobie chwalą. Ci, którzy się go nie nauczyli, twierdzą, że jest niepotrzebny. Niech to każdy sądzi podług siebie. Pewne jednak jest, że jeżeli nie będziemy mieć sensownego, polskiego systemu stenograficznego, zgodnego ze współczesnymi potrzebami, nikt nie będzie miał wyboru - a zatem i szansy, by móc to według siebie osądzić. Taką rolę, mam nadzieję, spełni system SteMi, którego budową zajmuję się już od jakiegoś czasu, i o którym już pisałem.
Nie sposób polemizować z tezami zawartymi w tym artykule. Autor, zasłużony stenolog, modyfikujący system Polińskiego, dopasowujący go do czasów współczesnych, słusznie oczekuje, że zarówno podczas ćwiczeń, jak i w codziennej praktyce stenograficznej, adept tej sztuki włoży wiele wysiłku i starania w jak najdokładniejszy zapis tych tajemniczych wężyków. Kaligrafia będzie mu bardzo pomocna (temu adeptowi), gdyż dzięki temu nie musi już od początku wykonywać żmudnych ćwiczeń, które "przystosują jego rękę" do sztywnych dość reguł danego systemu stenograficznego, bez których znowuż nie ma mowy o odczycie stenogramu - a bez tego w ogóle nie da się mówić o stenografii. Czyli oczekiwanie Imć Pana Krupińskiego, że student stenografii przypomni sobie elementarz z czasów, kiedy uczył się pisać, należy uznać za zasadny.
A zatem - od kaligrafii do stenografii.
A przecież (każdy to wie), że dziś w szkole kaligrafii nie tylko nie uczą, ale i nie wymagają. Żądają jeno, by tekst napisany ręcznie dał się odczytać przez osoby trzecie, np. panią od polskiego, a to niemało. Jednak zarówno kształty liter, jak i ich metody łączenia od dawnych czasów nieco się zmieniły. Dziś obowiązuje forma znacznie uproszczona, łatwiejsza do nauki i związana ze zmianą narzędzi piśmienniczych.
Literki te nie mają już tak szerokiego zastosowania prawoskrętności, mają znacznie mniej różnistych pętelek. Są proste. Przy ich pisaniu można, a nawet trzeba, podnosić rękę i odrywać pisak od papieru. Po dojściu do wprawy piszący i tak tworzy własne formy, których nikt mu nie podpowiedział, a które wynikły z wieloletniego treningu. O kaligrafii jednak nie ma tu mowy.
Zatem nie ma ćwiczeń z kaligrafii. A zatem i współczesny system stenograficzny, aby nie stanowić wyzwania tylko dla najzdolniejszych graficznie, powinien to uwzględniać. Powinien nie być zanadto wymagający. Jak to osiągnąć, jeżeli, w przeciwieństwie do liter pisma długiego, znaki stenograficzne mają być możliwie jak najprostsze, a przede wszystkim możliwe do wypisania już nie tylko bez odrywania pisaka od papieru, ale też jednym, oczywistym ruchem?
- Trzeba się przyjrzeć współcześnie używanym literom i polegać na nawykach ręki, która uczyła się pisać właśnie w ten sposób.
- System musi się składać ze znaków o oczywistym i niewątpliwym kształcie, łatwym do odróżnienia od innych.
Niech inspiracją będzie tutaj brytyjski system Teeline, zaprojektowany z myślą o lekarzach, a ostatecznie rozpowszechniony wśród dziennikarzy Commonwealth. Ci, którzy go opanowali, bardzo to sobie chwalą. Ci, którzy się go nie nauczyli, twierdzą, że jest niepotrzebny. Niech to każdy sądzi podług siebie. Pewne jednak jest, że jeżeli nie będziemy mieć sensownego, polskiego systemu stenograficznego, zgodnego ze współczesnymi potrzebami, nikt nie będzie miał wyboru - a zatem i szansy, by móc to według siebie osądzić. Taką rolę, mam nadzieję, spełni system SteMi, którego budową zajmuję się już od jakiegoś czasu, i o którym już pisałem.
Komentarze
Prześlij komentarz