ASETNIOP - czyżby przyszłość stenotypii?
Jak śledzącym pilnie ten blog wiadomo, interesuję się różnymi aspektami stenografii. Dość dużym, ostatnio przeze mnie zaniedbanym rozdziałem jest stenotypia, rozumiana nie w sposób, w jaki Państwo Łazarscy starali się to pojęcie w Polsce ugruntować (tj. stenotypia to sztuka stenografowania a potem szybkiego przeklepania stenogramu na klawiaturze), lecz zgodnie z istotą rzeczy. Czyli po grecku patrząc stenos - ścisły, inaczej skrócony i typos (typhos?) - tłoczyć, dziś, stukać w klawiaturę. Dziś chciałem wspomnieć raczej o tachytypii (czyli tachys - z grecka "szybko", patrz "tachograf"), choć stenotypia w dosłownym rozumieniu staje się jej bardziej rozwiniętym, przyspieszającym znacznie rozdziałem, którego nie sposób lekceważyć, kiedy się chce szybko wprowadzać tekst.
Ale do rzeczy, o czym to ja...? A, o ASETNIOP - nowy hicior wśród komputerowo-tabletowych geeków. Sprawa dopiero się rozwija i grozi jej także śmierć w kołysce - z różnych artykułów w Internecie można wyczytać, że autor rozwiązania zamierza zostać milionerem na bazie korzyści ze sprzedaży tegoż. Osobiście przypuszczam, że wątpię, czy mu się to uda (dajcie mu bogowie!), bowiem rozwiązanie to, jak wiele innych, polega na tym, że trzeba się czegoś nowego nauczyć, a to, jak wiemy, od razu odcina 90% rynku, jako że przeważająca większość potencjalnych klientów nie zamierza się niczego nowego w życiu nauczyć. Ale rozwiązanie i tak jest ciekawe, nawet w towarzystwie innych, dość ostatnio intensywnie powstających w różnych miejscach świata.
Problem wprowadzania tekstu do komputera istnieje od czasu wynalezienia tegoż komputera. Dziś odrobinę zmienia się pole, gdyż coraz mniej sprzedaje się komputerów (w rozumieniu tajemniczego połączenia głupiego ekranu z klawiaturą i myszą), a coraz więcej tabletów i temu podobnych (w rozumieniu tajemniczego ekranu, który reaguje na dotyk). Dotychczasowe wynalazki w formie różnego rodzaju klawiatur (linkować mi się nie chce, ciekawi bez trudu znajdą mnogość rozwiązań, niektóre opisywałem na tym blogu) stają się tylko potencjalną przystawką do tabletu, a to od razu rolę ich zmienia, umniejsza i utrudnia wykorzystanie - a zatem i sprzedaż. Ludzie chcą mieć możliwość wprowadzania tekstu (oczywiście, ten odsetek, który w ogóle jakiś tekst chce wprowadzać) możliwie bez majtania się z jakimiś dodatkowymi ustrojstwami. A jeżeli już jakieś ma być, to żeby działało intuicyjnie i tak jakby samo. A tak dobrze to na razie jeszcze nie ma i zapewne długo nie będzie.
I tak wracamy do różnistych rozwiązań, które ohasłowałem na początku jako ASETNIOP. A jest to wynalazek, który właśnie się rodzi. Można na stronie koncepcyjnej przećwiczyć, jak to działa po angielsku: najczęściej występujące literki mają swoje przypisane klawisze (konkretnie 2x4, czyli tyle, ile mamy palców u dłoni nie licząc kciuków), a te występujące rzadziej przypisane są do kombinacji uciśnięć (nazwijmy to akordami), wg takiego oto schematu:
Proste? To dodajmyż do tego rozwiązania typu stenotypicznego, obejmujące zestawy akordów trójpalcowych, a wedle życzenia klienta, to czemu nie, też czteropalcowych, a potem jeszcze niech domyślny program rozpoznaje sekwencje akordów i proponuje całe fragmenty zdań - i mamy stenotypię jak się patrzy. Prezentacje filmowe, jak poniżej
pokazują, że można w ten sposób dość szybko klepać, mimo, że na klawiaturze wydaje się to o niebo wygodniejsze - ale to ma związek z innymi słabościami ekranu dotykowego, tj. konkretnie brakiem czegokolwiek do dotykania na tym ekranie. Kiedy kładziemy palce na klawiaturze, dotyk przekazuje nam mnóstwo informacji nt. położenia palców. Dzięki temu możemy pewnie i bezbłędnie wybierać właściwe klawisze. Na ekranie dotykowym nie ma tak dobrze - jest cały płaski i gładki. Podobnie jak w różnych wynalazkach typu rękawicy, czy laserowych wyświetlaczy pól klawiaturowych, kluczem do sukcesu jest właściwe położenie palców na płaszczyźnie, ew. w przestrzeni. Czyli bardziej gest niż akord. W tym wypadku ekran dotykowy dostarcza nam ową płaszczyznę, której nie ważymy się tknąć, bo każde muśnięcie zostaje odczytane jako wprowadzenie tekstu. W tak restrykcyjnych warunkach ważne jest, aby pole odczytu naszego dotknięcia było możliwie duże (tj. duże "klawisze"), a zarazem, aby takich pól było możliwie mało (maks. tyle, ile palców). I tak oto mamy wynalazek.
W tej chwili jest to dość chrome, do tego ograniczone do angielskiego (wybrane literki mają się nijak do polskiego, tak samo domyślna autokorekta czasem nie pozwala wprowadzić jakiejś typowo polskiej kombinacji, np. "pi"). A przecież kluczem do sukcesu jest bardzo prosta sprawa: ODCZYT PO ZAKOŃCZENIU SYGNAŁU, a nie w trakcie nadawania. Czyli nie wtedy powinien program interpretować, co właściwie wcisnęliśmy, kiedy właśnie wciskamy, a kiedy skończymy wciskać. W ten sposób, dopóki choć jeden palec dotyka ekranu, komputer czeka, jaki akord zamierzamy ułożyć. Kolejność się nie liczy, bo komputer widzi to tak (palce to numery):
nic nic nic 1 nic nic nic 12 nic nic 1435 nic nic... itd. Interpretuje tylko wciśnięte numery i zamienia w zadane znaki, słowa, związki frazeologiczne.
Czyli ta mała zmiana filozofii rozpoznawania sygnałów, dziś dość prosta do zaprogramowania, daje nowe, nieograniczone pole do popisu wynalazców akordowych systemów wprowadzania tekstu (i nie tylko tekstu).
Na bazie tej koncepcji i w pobliżu niej powstaje dziś X wynalazków w różnych częściach świata - tablety rewolucjonizują (kto powie to bez zająknięcia?) problem wprowadzania danych. Kto zwycięży - to się dopiero okaże. Być może żaden, jeżeli ludzie będą mieć do wyboru darmowe, ale niewygodne i drogie, ale wymagające nauki i zmiany przyzwyczajeń - rozwiązanie.
Niestety, nie znalazłem jeszcze w Internecie żadnego idealisty, który by łaskawie udostępnił tę właśnie, bazową, podstawową funkcjonalność, wraz z jakimś sensownym systemem konfiguracyjnym, który pozwoliłby - no, nie każdemu, ale w miarę z komputeryzacją oblatanemu - użytkownikowi zaprojektować i wypróbować własny, autorski system klepania akordowego. Wciąż czekam na coś takiego i nie tracę nadziei, że się objawi - to dopiero da pole do popisu we wszystkich językach świata, odblokuje bez mała dwustuletni korek w postaci klawiatury QWERT i sprawi, że będzie tak fajnie, że aż.
Może ktoś coś wie na ten temat? Czekam na info.
Ale do rzeczy, o czym to ja...? A, o ASETNIOP - nowy hicior wśród komputerowo-tabletowych geeków. Sprawa dopiero się rozwija i grozi jej także śmierć w kołysce - z różnych artykułów w Internecie można wyczytać, że autor rozwiązania zamierza zostać milionerem na bazie korzyści ze sprzedaży tegoż. Osobiście przypuszczam, że wątpię, czy mu się to uda (dajcie mu bogowie!), bowiem rozwiązanie to, jak wiele innych, polega na tym, że trzeba się czegoś nowego nauczyć, a to, jak wiemy, od razu odcina 90% rynku, jako że przeważająca większość potencjalnych klientów nie zamierza się niczego nowego w życiu nauczyć. Ale rozwiązanie i tak jest ciekawe, nawet w towarzystwie innych, dość ostatnio intensywnie powstających w różnych miejscach świata.
Problem wprowadzania tekstu do komputera istnieje od czasu wynalezienia tegoż komputera. Dziś odrobinę zmienia się pole, gdyż coraz mniej sprzedaje się komputerów (w rozumieniu tajemniczego połączenia głupiego ekranu z klawiaturą i myszą), a coraz więcej tabletów i temu podobnych (w rozumieniu tajemniczego ekranu, który reaguje na dotyk). Dotychczasowe wynalazki w formie różnego rodzaju klawiatur (linkować mi się nie chce, ciekawi bez trudu znajdą mnogość rozwiązań, niektóre opisywałem na tym blogu) stają się tylko potencjalną przystawką do tabletu, a to od razu rolę ich zmienia, umniejsza i utrudnia wykorzystanie - a zatem i sprzedaż. Ludzie chcą mieć możliwość wprowadzania tekstu (oczywiście, ten odsetek, który w ogóle jakiś tekst chce wprowadzać) możliwie bez majtania się z jakimiś dodatkowymi ustrojstwami. A jeżeli już jakieś ma być, to żeby działało intuicyjnie i tak jakby samo. A tak dobrze to na razie jeszcze nie ma i zapewne długo nie będzie.
I tak wracamy do różnistych rozwiązań, które ohasłowałem na początku jako ASETNIOP. A jest to wynalazek, który właśnie się rodzi. Można na stronie koncepcyjnej przećwiczyć, jak to działa po angielsku: najczęściej występujące literki mają swoje przypisane klawisze (konkretnie 2x4, czyli tyle, ile mamy palców u dłoni nie licząc kciuków), a te występujące rzadziej przypisane są do kombinacji uciśnięć (nazwijmy to akordami), wg takiego oto schematu:
Schemat ASETNIOP |
pokazują, że można w ten sposób dość szybko klepać, mimo, że na klawiaturze wydaje się to o niebo wygodniejsze - ale to ma związek z innymi słabościami ekranu dotykowego, tj. konkretnie brakiem czegokolwiek do dotykania na tym ekranie. Kiedy kładziemy palce na klawiaturze, dotyk przekazuje nam mnóstwo informacji nt. położenia palców. Dzięki temu możemy pewnie i bezbłędnie wybierać właściwe klawisze. Na ekranie dotykowym nie ma tak dobrze - jest cały płaski i gładki. Podobnie jak w różnych wynalazkach typu rękawicy, czy laserowych wyświetlaczy pól klawiaturowych, kluczem do sukcesu jest właściwe położenie palców na płaszczyźnie, ew. w przestrzeni. Czyli bardziej gest niż akord. W tym wypadku ekran dotykowy dostarcza nam ową płaszczyznę, której nie ważymy się tknąć, bo każde muśnięcie zostaje odczytane jako wprowadzenie tekstu. W tak restrykcyjnych warunkach ważne jest, aby pole odczytu naszego dotknięcia było możliwie duże (tj. duże "klawisze"), a zarazem, aby takich pól było możliwie mało (maks. tyle, ile palców). I tak oto mamy wynalazek.
W tej chwili jest to dość chrome, do tego ograniczone do angielskiego (wybrane literki mają się nijak do polskiego, tak samo domyślna autokorekta czasem nie pozwala wprowadzić jakiejś typowo polskiej kombinacji, np. "pi"). A przecież kluczem do sukcesu jest bardzo prosta sprawa: ODCZYT PO ZAKOŃCZENIU SYGNAŁU, a nie w trakcie nadawania. Czyli nie wtedy powinien program interpretować, co właściwie wcisnęliśmy, kiedy właśnie wciskamy, a kiedy skończymy wciskać. W ten sposób, dopóki choć jeden palec dotyka ekranu, komputer czeka, jaki akord zamierzamy ułożyć. Kolejność się nie liczy, bo komputer widzi to tak (palce to numery):
nic nic nic 1 nic nic nic 12 nic nic 1435 nic nic... itd. Interpretuje tylko wciśnięte numery i zamienia w zadane znaki, słowa, związki frazeologiczne.
Czyli ta mała zmiana filozofii rozpoznawania sygnałów, dziś dość prosta do zaprogramowania, daje nowe, nieograniczone pole do popisu wynalazców akordowych systemów wprowadzania tekstu (i nie tylko tekstu).
Na bazie tej koncepcji i w pobliżu niej powstaje dziś X wynalazków w różnych częściach świata - tablety rewolucjonizują (kto powie to bez zająknięcia?) problem wprowadzania danych. Kto zwycięży - to się dopiero okaże. Być może żaden, jeżeli ludzie będą mieć do wyboru darmowe, ale niewygodne i drogie, ale wymagające nauki i zmiany przyzwyczajeń - rozwiązanie.
Niestety, nie znalazłem jeszcze w Internecie żadnego idealisty, który by łaskawie udostępnił tę właśnie, bazową, podstawową funkcjonalność, wraz z jakimś sensownym systemem konfiguracyjnym, który pozwoliłby - no, nie każdemu, ale w miarę z komputeryzacją oblatanemu - użytkownikowi zaprojektować i wypróbować własny, autorski system klepania akordowego. Wciąż czekam na coś takiego i nie tracę nadziei, że się objawi - to dopiero da pole do popisu we wszystkich językach świata, odblokuje bez mała dwustuletni korek w postaci klawiatury QWERT i sprawi, że będzie tak fajnie, że aż.
Może ktoś coś wie na ten temat? Czekam na info.
@jak to działa po angielsku: najczęściej występujące literki mają swoje przypisane klawisze (konkretnie 2x4, czyli tyle, ile mamy palców u dłoni nie licząc kciuków), a te występujące rzadziej przypisane są do kombinacji uciśnięć (nazwijmy to akordami)
OdpowiedzUsuńWidzę tu kłopot podobny do kwestii związanej z klawiaturą Dvoraka, tzn. rzecz która jest jej plusem, czyli dopasowanie umiejscowienia liter wg częstotliwości występowania, wysypuje się gdy stosuje się inny język niż angielski. A żeby się nie wysypała, wymagałaby opracowania układu dla każdego języka oddzielnie. Myślę, że to może być jeden z gwózdków, które spowodują, że ASETNIOP nie zagrozi za bardzo klawiaturom QWERTY (plus to co pisałeś oczywiście o niechęci do nauczenia się nowości) i skończy tak właśnie jak klawiatura Dvoraka - czyli rzecz dla pasjonatów.
I dodatkowo, oprócz poniższego: wszystko, co jest na tej stronie - tylko dla pasjonatów. Jak widzisz, tłumy się tu nie kręcą. Ale to nie powód, żeby zarzucać szlachetną działalność, nespa? Niech kilku ludziom na świecie korzyść to przyniesie - rzecz warta medalu.
UsuńNiestety, angielski jest jaki jest, konkretnie nieodmienny. Zatem, ile by ich angliści nie płakali na niekonsekwentną stylistykę, czy pochrzanioną gramatykę, to nie ulega kwestii, że jak słowo pisze się qrdl, czy Qwghlm, to jest to identyczne wystąpienie tego słowa i pojęcia w całym języku, bez względu na okoliczności.
OdpowiedzUsuńA u nas, jak zwykle, oboczności, koniugacja, deklinacja, a jakby tego mało było, to jeszcze fonetyka i wyjątki.
Dlatego np. z Dvorakiem to może nie tylko częstość liter (niby proste) należałoby mierzyć, ale też częstość najczęściej występujących grup literowych, aby ułożyć klawisze pod kątem ergonomii.
Ten sam temat dotyczy ASETNIOP - który oczywiście dla polskiego musiałby brzmieć zupełnie inaczej. Typu np. AEOYĘĄUN na przykład.